Autor |
Wiadomość |
***
Gość
|
Nie kocham Cię, wiesz ?! |
|
Przyznam się, że to moja pierwsza jednoczęściówka. Nie podoba mi się ona, ale męczzyłam ją już 4 dni i postanowiłam, że wkleję. Czekam na wasze opinie
Nigdy nie przywiązywałam wagi do pechowych liczb, horoskopów czy innych magicznych spraw. Może to był błąd. Może gdybym nie poszła do niego w ten cholerny piątek trzynastego może wszystko byłoby inaczej. Może nie zadałabym tego idiotycznego pytania i nie byłoby sprawy. Dalej bylibyśmy razem, szczęśliwi. Niestety zadałam i nie było odpowiedzi. Pamiętam jak dziś, jak zwykle wpuścił mnie do nich do domu Tom, ale nie rzucił śmiesznym tekstem, nawet się nie uśmiechnął. Wiedział. Jemu powiedział pierwszy, wiadomo jak to brat wysłucha poradzi. Nie mam do niego o to pretensji. Dom Kaulitzów wydał mi się wtedy taki jakiś zimny jakby i ściany wiedziały, jakby miały uszy. Czułam się jakoś nienormalnie, tak nieswojo, chociaż byłam tam tysiące razy i oboje snuliśmy plany, że gdy będziemy już dorośli to będziemy tutaj mieszkać. Bo on miał sentyment do tego domu. Kochał go, ja z resztą też. Nie wiem właściwie dlaczego. Może, dlatego, że kochałam wszystko, co on lubił, bo zakochałam się w nim. Tak, jestem tego pewne, z resztą zawsze byłam. Pamiętam jak przyszłam do szkoły patrzył się wtedy jakoś tak inaczej, dziwnie. A później na zabawie u Andre pocałował mnie. Wtedy dla mnie to była nowość. Byliśmy tacy mali. Niedojrzali jeszcze do poważnego związku. Codziennie mówił, że kocha, że nie opuści. Chciałam być już pełnoletnia żebyśmy wreszcie razem zamieszkali. Wtedy życie było takie piękne.
Poszłam do niego, do pokoju. Pisał. Uwielbiałam to. Mówił zawsze, że gdy będzie sławny na pierwszej płycie będzie piosenka "Unendlichkeit", którą napisałeś tylko dla mnie. Zapytałam "kochasz mnie?" pewna byłam, że odpowiedź będzie twierdząca. Była przecząca. Śmiałam się, myślałam, że to żarty, że po prostu robi mnie w „konia”. Ale niee, on był poważny i taki spokojny. To było jak cios w serce. W sam środek. Nic nie mówił. Nie pamiętam nawet jak znalazłam się w domu.
Bladożółty pokój oświetlił nadjeżdżający samochód. Stanął na sąsiedzkim podjeździe. Wiedziałam, po kogo przyjechał. Cicho wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Cisza była wręcz namacalna. W gardle miałam coś podobnego do ogromnej kluchy, która jakby z sekundy na sekundę stawała się coraz większa. Nie chciałam płakać, dosyć już wylałam łez przez niego. Tak bardzo nie chciałam, aby wyjeżdżał, ale co by to zmieniło? I tak już mnie nie kochał. Nic do mnie nie czuł i byłam mu obojętna. Tak bardzo się bałam. Chciałam wybiec teraz z domu i wrzeszczeć, kopać i prosić, aby wrócił. Poprosić, aby ostatni raz mnie pocałował, żeby nie wyjeżdżał, że wszystko się ułoży i będzie jak dawniej. Nie mogłam. Jakaś wewnętrzna siła kazała mi zostać i patrzeć jak odchodzi, jak jedzie zdobywać lepszy świat. Mimo wszystko byłam szczęśliwa, bo mu się udało. Jest wesoły, uśmiechnięty już dawno pewnie o mnie zapomniał. Beztrosko jedzie zdobywać szczeble kariery. A kiedy będzie już wysoko na górze. Tam gdzie niczego więcej już nie osiągnie może wróci, przyjmę go wtedy z otwartymi ramionami, bo go kocham i wierzę, że będzie tak zawsze.
Po chwili auto odjechało w głąb ciemnej ulicy. Zamykając za sobą drzwi a otwierając tym samym drogę do gwiazd. Tak bardzo przez Billa Kaulitza upragnioną.
***
Drogi Billu.
Minęło dwa lata a ja dopiero teraz zebrałam się na odwagę i napisałam list do Ciebie. Nie będę prosić o autograf, nie będę też wysyłać swojego zdjęcia, bo i po co? Nasze wspólne fotografie już dawno zakopałam w starym pudle na strychu z wielkim napisem "Bill- przeszłość". Od dwóch lat próbuję o Tobie zapomnieć, ale nie potrafię. Czasami wydaje mi się, że to jakiś beznadziejny film, w którym główną rolę dostałam ja. Tylko, że zwykle w takich filmach koniec jest happy-endem. A w tym niestety tak nie będzie. Przestałam już liczyć, że kiedykolwiek wrócisz do mnie. Że w ogóle tutaj wrócisz. Masz przecież lepszy świat w Berlinie. Szkoda tylko, że tamten Bill z mangową fryzurą już nie istnieje. Nie będę robiła Ci wywodów na temat Twojego stylu. Chciałabym Ci powiedzieć ile dla mnie znaczyłeś. Właściwie nadal znaczysz. Wtedy w marcu dwa lata temu nie pozwoliłeś mi niczego powiedzieć. Z resztą ja sama straciłam język w ustach. Jak krótkie słowo "nie", potrafi zniszczyć całe życie. Doprawdy całe i nie przesadzam tutaj Bill. Już zawsze, do końca życia będę o Tobie pamiętać. Nie sądzę, żebyśmy zostali przyjaciółmi, nawet bym tego nie chciała, to zbyt bolesne. Wiesz, zaczęłam chorować. Lekarze mówią, że dość poważnie. Ale nie wiń siebie. Nie chciałabym abyś miał przeze mnie wyrzuty sumienia.
Nie kocham Cię. Już nie. Minęło, a szkoda wiesz. Bo przyjemnie było budzić się ze świadomością, że spotka się dziś tego kochanego. Jedynego- jak wtedy myślałam. Wszystko musi kiedyś przeminąć. I właściwie teraz nic już do Ciebie nie czuję. Jesteś mi obojętny. Dziwnie słyszeć takie słowa prawda? Zawsze jesteś uwielbiany i wywyższany. Widzisz jak ja się poczułam, kiedy powiedziałeś "Nie"? Nie płaczę już, nie tupię nogami i nie krzyczę żebyś wrócił. Wiesz ja trudno zapomnieć, gdy ciągle się widzi Twoją twarz? Nie, nie, nie, nie oskarżam Cię o moje łzy o moje depresje i o moje nieprzespane noce. Chcę po prostu żebyś wiedział. Żebyś przypomniał sobie, że ja jestem. Że byłam. Bill nie kocham Cię, nie, nie kocham.
Z poważaniem Lina.
Czarnowłosa wsadziła kopertę do szuflady biurka.
-Kolejny list do Billa Kaulitza, który zapewne nigdy do niego nie dojdzie- powiedziała cicho i zamknęła szafkę kolejną łzą.
***
Bijcie
|
|
Pią 11:26, 04 Sie 2006 |
|
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|